środa, 24 września 2008

Mgliste widmo majowego koszmaru, czyli MATURA

    Początek września. Siedzisz na sali pełnej ludzi. Atmosfera jak w ulu, ledwie słyszysz własne myśli. Przed tobą dwie pięknotki nakładają lakier na nieprzyzwoitej długości szpony. Jestem pewna, że jeśli te dwie miss chciałaby by komuś wydłubać oczy to nie miałyby z tym większego problemu. Powoli zaczynam rozumieć dlaczego aktorki czy piosenkarki noszą tipsy. Nigdy nie wiadomo kiedy szpikulce, którymi zakończone są palce mogą się przydać.
    Kawałek dalej siedzi grupka chłopaków. Okulary i byle co narzucone na grzbiet. W niektórych przypadkach trudno jest określić jako to rodzaj ubrania. Czy wyjątkowo wymiętolona koszula czy kawał szmaty, którym mamusia rano szorowała podłogę. Mimo, że mówią po polsku nie rozumiesz ani słowa z ich rozmowy. "Magistrala", "HTML", czy "Java" to terminy, o których mówił informatyk na lekcji, ale słysząc zdania typu "a rozmiary tych appletów są tak ograniczone, że aż są specjalne obfuskatory, które zamieniają symbole na jak-najmniej-literowe" zaczynasz się zastanawiać czy to istoty z tej planety.
    Po lewej kilka dziewczyn dyskutuje o powłokach elektronowych i orbitalach. Od razu widać, że są z klasy biologiczno - chemicznej. Widać, że zostały ściągnięte prosto z gabinetu chemicznego, bo mają na sobie białe laboratoryjne fartuchy, a jedna z nich ma długopis za uchem i podkładkę z na kolanach.
    Po prawej grupa tajemniczych ludzi poubieranych na czarno, z arafatkami pozawiązywanymi na szyjach. Głośno emocjonują się zbliżającym się koncertem jakiegoś rockowego zespołu. Zauważasz, że jedna z dziewczyn nosi kostkę gitarową na rzemyku. Stwierdzasz, że to zwykłe marnotrawstwo, bo Ty pogubiłaś swoje markowe kostki od Gibsona i aktualnie grasz pociętym opakowaniem od jogurtu pitnego.
    Za tobą siedzą koszykarze ściągnięci prostu z treningu (nawet nie musisz patrzeć, wystarczy, że nie masz kataru, bo takie rzeczy czuć w zamkniętym nieklimatyzowanym pomieszczeniu). Kilka krzeseł dalej siedzą cheerleaderki, również wezwane z treningu, ale w przeciwieństwie do chłopaków po nich nigdy nie widać, że przed chwilą skakały. Zastanawiasz się jak można w tak kusym stroju tańczyć, krzyczeć i machać pomponami.Ich kiecki są tak krótkie, że ledwie zasłaniają im tyłek jak siedzą.
     I nagle wszyscy cichną. Do dali wchodzi dyrektor. Daje nam deklaracje i mówi, że do końca września musimy je wypełnić i oddać do sekretariatu.
     Kiedy dostaję moją kartkę z deklaracją doznaję lekkiego szoku. Zresztą nie tylko ja. Miss polonia zręcznie manewrują kartką aby nie pobrudzić jej lakierem. Informatycy zaczynają głośno dyskutować o wymaganiach maturalnych z informatyki (nadal operując nazwami, które nic mi nie mówią). Dziewczyny w fartuchach zaczynają się kłócić o to czy lepiej jako dodatkowy przedmiot pisać chemię czy biologię. Jedna z "metalów" zaczyna pocierać kostką gitarową o prawy dolny róg deklaracji co zgodnie z jej przekonaniami przyniesie jej szczęście na maturze z historii muzyki (!). Koszykarze wciąż nie wiedzą jak poprawnie wypełnić papiery, a cheerleaderki głośno myślą jak zdać maturę ustną z angielskiego skoro umieją się tylko przedstawić. Jedna z nich wysuwa nawet hipotezę, że to przecież powinno wystarczyć, bo po co ona ma się silić na anglieszczyznę skoro mieszka w Polsce?
    A ja wpatruje się w moją deklarację i dopiero teraz dociera do mnie, że ja naprawdę w maju zdaję maturę. Zdaję też sobie sprawę, że ja jeszcze NIC nie potrafię, a czasu jest coraz mniej...

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Świętowanie po polsku, czyli typowa krajowa osiemnastka

    Osiemnastka. Podejrzewam, że w każdym kraju wygląda inaczej. Ogólnie imprezy urodzinowe na pewno bardzo się różnią. Wcale bym się nie zdziwiła gdyby nastolatkowie w Anglii raczyli się herbatą. W Niemczech pewnie szaleją z piwem i uważają to za szczyt dorosłości. W Finlandii najprawdopodobniej biby z okazji urodzin się nie robi, w końcu to kraj, w którym nie ma karnawału i ludzie non stop pracują.
    A co jest w Polsce? Dużo jedzenia i wódki. To typowa polska impreza. Czy to jest już polska tradycja? Upić się i najeść ile wlezie?
    Nasz kraj jest przesiąknięty alkoholem. Spożywa się go w ogromnych ilościach przy każdej okazji. Lub bez okazji. Czy to nie jest chore?
    Idziesz sobie człowieku wypachniony, czysty i świeży na osiemnastkę. Włosy ułożone, makijaż perfekcyjnie nałożony. Wszystko cacy. Dochodzisz na miejsce i naciskasz dzwonek. Wita cię odświętnie ubrana jubilatka i zaprasza do pokoju gdzie zgromadziła się już część towarzystwa. Oczywiście najpierw zdejmujesz buty, które zamieniasz na rozklapane i o dwa numery za duże kapcie. Porządek musi być, przynajmniej jego pozory na początku. Gdy wchodzisz do pokoju uświadamiasz sobie, że nie znasz połowy z gości, ale to nic straconego. Za pięć godzin będziesz się czuć jakbyście się znali od dziecka. Twoją uwagę przykuwa stół uginający się od jedzenia. Ale najlepsze przed Tobą, w końcu to dopiero zakąski. Alkoholu nie widać. Wszak to dopiero osiemnasta.
    Myślisz sobie, że żadnej popijawy nie będzie. Przecież wśród zaproszonych są szkolni prymusi, którzy mają średnią większą od twojej o 1,5. Oni są tacy porządni i ułożeni. To będzie całkiem porządna imprezka.
    Gdy ostatni spóźnialscy pojawiają się w pokoju następuje tzw. część oficjalna. Odśpiewanie sto lat, złożenie życzeń, wręczenie prezentów itd. Zasiadacie do stołu i jecie. Nagle pojawia się alkohol. Jeśli trafiłaś na wykwintne towarzystwo na początek jest wytrawne wino. Jeśli jesteś na tradycjonalistów to na początek jest piwo albo wódka. Nie lubisz alkoholu. Wszyscy dookoła piją i chyba nie mają specjalnych oporów. Prymusi ciągną tak jakby nigdy niczego innego nie robili (że też oni we wszystkim muszą być najlepsi). Dla świętego spokoju upijasz łyk z tego co masz w kieliszku.
    Po godzinie czy dwóch towarzystwo zmienia polszczyznę na łacinę. Co chwila słyszysz słowa na K czy CH. Ludzie których podziwiałaś za osiągnięcia siedzą obok ciebie z maślanymi oczkami i kieliszku w ręce. Myślisz sobie, że jesteś jakaś inna, bo wóda wg wcale nie jest potrzebna do zabawy. Ludzie szaleją a Ty razem z nimi. Różnica jest taka, że ty cały czas chodzisz prosto i nie szumi ci w głowie. Nie musisz się upijać żeby śpiewać jakieś głupie piosenki czy coś w tym stylu.
    Czujesz się w pewnym sensie oszukana. Osoby, które były dla ciebie autorytetem leżą teraz na kanapie z mętlikiem w głowie. Jeśli myślałaś, że impreza może obejść się bez alkoholu to się myliłaś. Nie może, w każdym razie nie w Polsce.
    O jedenastej zwijasz manatki i wracasz do domu. Jako, że mieszkasz daleko ktoś z gości odprowadza Cię do domu. Przecież jest ciemno.
    Pierwsze pytanie jakie słyszysz po przekroczeniu progu to :"Piłaś?!". Oczywiście, że zaprzeczasz. W swoim pokoju zastanawiasz się czy rzeczywiście można się upić łykiem alkoholu.
    Nie możesz zasnąć. Do drugiej siedzisz na i  grasz w warcaby on-line. Budzisz się o 4:30. Z braku sensownego zajęcia oglądasz zdjęcia w wczorajszej imprezy. Jesteś w posiadaniu dowodów, które świadczą o tym, że nawet wzorowi uczniowie piją. To dla ciebie smutne. Zastanawiasz się jak dalej wyżyjesz w kraju, gdzie alkohol pojawia się już na wycieczkach gimnazjalistów (czego sama byłaś świadkiem).
    Zastanawiasz się dlaczego nie mogłaś się urodzić w Finlandii, bo zdajesz sobie sprawę, że typowe polskie imprezki cię nie kręcą. Niestety przed Tobą jeszcze rok liceum i pięć lat studiów i niejedna taka imprezka. Oczywiście możesz wybrać życie pustelnika i wychodzić z domu tylko do szkoły i ewentualnie kościoła. Myślisz sobie, że jakoś dasz radę, a przy pierwszej okazji wyemigrujesz gdzieś gdzie ludzie potrafią się bawić bez butelek wódki na stole.

Pani doktor z depresją, czyli jak to sukcesy szczęścia nie dają

        W najbliższym czasie będę obchodzić rocznicę obrony swojej rozprawy doktorskiej. Od niemalże roku można zwracać się do mnie "Pa...