Początek września. Siedzisz na sali pełnej ludzi. Atmosfera jak w ulu, ledwie słyszysz własne myśli. Przed tobą dwie pięknotki nakładają lakier na nieprzyzwoitej długości szpony. Jestem pewna, że jeśli te dwie miss chciałaby by komuś wydłubać oczy to nie miałyby z tym większego problemu. Powoli zaczynam rozumieć dlaczego aktorki czy piosenkarki noszą tipsy. Nigdy nie wiadomo kiedy szpikulce, którymi zakończone są palce mogą się przydać.
Kawałek dalej siedzi grupka chłopaków. Okulary i byle co narzucone na grzbiet. W niektórych przypadkach trudno jest określić jako to rodzaj ubrania. Czy wyjątkowo wymiętolona koszula czy kawał szmaty, którym mamusia rano szorowała podłogę. Mimo, że mówią po polsku nie rozumiesz ani słowa z ich rozmowy. "Magistrala", "HTML", czy "Java" to terminy, o których mówił informatyk na lekcji, ale słysząc zdania typu "a rozmiary tych appletów są tak ograniczone, że aż są specjalne obfuskatory, które zamieniają symbole na jak-najmniej-literowe" zaczynasz się zastanawiać czy to istoty z tej planety.
Po lewej kilka dziewczyn dyskutuje o powłokach elektronowych i orbitalach. Od razu widać, że są z klasy biologiczno - chemicznej. Widać, że zostały ściągnięte prosto z gabinetu chemicznego, bo mają na sobie białe laboratoryjne fartuchy, a jedna z nich ma długopis za uchem i podkładkę z na kolanach.
Po prawej grupa tajemniczych ludzi poubieranych na czarno, z arafatkami pozawiązywanymi na szyjach. Głośno emocjonują się zbliżającym się koncertem jakiegoś rockowego zespołu. Zauważasz, że jedna z dziewczyn nosi kostkę gitarową na rzemyku. Stwierdzasz, że to zwykłe marnotrawstwo, bo Ty pogubiłaś swoje markowe kostki od Gibsona i aktualnie grasz pociętym opakowaniem od jogurtu pitnego.
Za tobą siedzą koszykarze ściągnięci prostu z treningu (nawet nie musisz patrzeć, wystarczy, że nie masz kataru, bo takie rzeczy czuć w zamkniętym nieklimatyzowanym pomieszczeniu). Kilka krzeseł dalej siedzą cheerleaderki, również wezwane z treningu, ale w przeciwieństwie do chłopaków po nich nigdy nie widać, że przed chwilą skakały. Zastanawiasz się jak można w tak kusym stroju tańczyć, krzyczeć i machać pomponami.Ich kiecki są tak krótkie, że ledwie zasłaniają im tyłek jak siedzą.
I nagle wszyscy cichną. Do dali wchodzi dyrektor. Daje nam deklaracje i mówi, że do końca września musimy je wypełnić i oddać do sekretariatu.
Kiedy dostaję moją kartkę z deklaracją doznaję lekkiego szoku. Zresztą nie tylko ja. Miss polonia zręcznie manewrują kartką aby nie pobrudzić jej lakierem. Informatycy zaczynają głośno dyskutować o wymaganiach maturalnych z informatyki (nadal operując nazwami, które nic mi nie mówią). Dziewczyny w fartuchach zaczynają się kłócić o to czy lepiej jako dodatkowy przedmiot pisać chemię czy biologię. Jedna z "metalów" zaczyna pocierać kostką gitarową o prawy dolny róg deklaracji co zgodnie z jej przekonaniami przyniesie jej szczęście na maturze z historii muzyki (!). Koszykarze wciąż nie wiedzą jak poprawnie wypełnić papiery, a cheerleaderki głośno myślą jak zdać maturę ustną z angielskiego skoro umieją się tylko przedstawić. Jedna z nich wysuwa nawet hipotezę, że to przecież powinno wystarczyć, bo po co ona ma się silić na anglieszczyznę skoro mieszka w Polsce?
A ja wpatruje się w moją deklarację i dopiero teraz dociera do mnie, że ja naprawdę w maju zdaję maturę. Zdaję też sobie sprawę, że ja jeszcze NIC nie potrafię, a czasu jest coraz mniej...
W 2008 roku, zaczynając prowadzić tego bloga byłam jeszcze w liceum. Pięć lat studiów prawniczych, a następnie praca zweryfikowały moją mentalność i podejście do życia. Archiwalne wpisy zawierają znamiona opisu przemiany jakiej doświadczyłam przez ostatnie kilkanaście lat. Aktualnie jestem aplikantką radcowską i doktorem nauk prawnych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pani doktor z depresją, czyli jak to sukcesy szczęścia nie dają
W najbliższym czasie będę obchodzić rocznicę obrony swojej rozprawy doktorskiej. Od niemalże roku można zwracać się do mnie "Pa...
-
Dziś jest dzień szczególny wszystkich absolwentów prawa, którzy zdecydowali się przystąpić do egzaminu wstępnego na aplikację. Kandydac...
-
W najbliższym czasie będę obchodzić rocznicę obrony swojej rozprawy doktorskiej. Od niemalże roku można zwracać się do mnie "Pa...
-
Naprawdę nie mogę uwierzyć, że już po wszystkim. Wczoraj o tej godziny wpatrywałam się w ekran komputera i wymieniałam się informacjami z...
Tak schematyczne, że aż boli. "Głupawi" koszykarze, puste dziewczyny z tipsami, ładne i łatwe chearleederki, "metale" z gitarami i nieatrakcyjnie ubrani informatycy. Uff, aż się gorąco zrobiło. Ciekawe za kogo uważa się autorka? za outsiderkę, której nie dotyczą takie określenia? Przykro mi to pisac ale z tekstu wylewa sie morze kompleksów blogerki. Nie oceniajmy, bo sami będziemy ocenieni, a wiek Lizzy niestety determinuje niewielkie doświadczenie w kontaktach z ludźmi, a co dopiero przyzwolenie na ich ocenę.
OdpowiedzUsuńZgodzić się muszę niestety, że coś tutaj jest nie tak. A trzeba przyznać, że łatwo i gładko idzie czytanie twoich tekstów(przynajmniej mi). Przyjemny styl. Tylko ciut za dużo tutaj, co rzuca się odrazu w oczy- wymuszonego artyzmu. Kreowanie Polskiej szkoły na Amerkykańską opisywaną w dodatku w stylu, powiedzmy Meg Cabot nie idzie Ci świetnie. Dwa różne światy. Dwa różne kontynenty.
OdpowiedzUsuń