niedziela, 17 sierpnia 2014

Staż i nauka do aplikacji

Od tygodnia jestem na swoim "wymarzonym" stażu. Mimo, że pracuję dużo za głodową stawkę to i tak mogę być z siebie dumna, bo staż odbywam na stanowisku asystentki prawnej, co w zasadzie jest jedną z niewielu "profesji" jakie można wykonywać od razu po studiach bez aplikacji.


No właśnie... Aplikacja...


Aktualnie moje życie wygląda tak, że średnio osiem godzin dziennie spędzam w kancelarii, gdzie muszę dysponować 100% skupienia i wydajności. Nie ma zmiłuj, tu wszystko musi się zgadzać - odpowiednie sygnatury, pilnowanie terminów, perfekcja w przygotowywaniu umów i projektów pism procesowych. Ktoś mógłby rzec, że relacjonując to wszystko odrobinę mijam się z prawdą, bo to zadania typowe dla aplikantów, ale jeśli wziąć pod uwagę, że to miejsce, gdzie od ponad roku odbywałam praktykę to jest to logiczne wytłumaczenie mojego zakresu obowiązków.


Samo to byłoby wyniszczające, ale ja muszę jeszcze przygotowywać się do egzaminu wstępnego na aplikację, więc kiedy wracam skonana z pracy daję sobie chwilę na odpoczynek i siadam do kodeksów. Trzeba w końcu jakoś przebrnąć przez te 54 akty prawne.


Do 27 września tak to wszystko będzie wyglądało. Praca, nauka, sen... W ostatnich dniach mój organizm zaczął odczuwać przepracowanie i brak snu. Zaczął buntować się przejawiając obniżoną koncentrację i złe samopoczucie psychiczne. Teraz w długi weekend podratowałam się większą ilością snu, zaczęłam też brać witaminy i mam nadzieję, że pozwoli jakoś przetrwać mi to do egzaminu wstępnego.


Patrząc w lustro widzę bladą istotę, z ogromnymi sińcami pod oczyma, których nie sposób zakryć korektorem. Nawet uśmiechając się mam smutne oczy, ale takie życie. Wciąż też chudnę mimo, że się nie odchudzam, ale ciężka praca i wszechobecny czynnik stresu robią swoje.


Wiem, że nie mogę odpuścić. Długo musiałam oszczędzać żeby odłożyć sobie na opłatę za egzamin wstępny, dlatego nie mogę tego zmarnować.Czuję presję znajomych i otoczenia, którzy są święcie przekonani, że zdam egzamin, co sprawie tylko, że stresuję się jeszcze bardziej.


Staram się o tym wszystkim nie myśleć tylko nastawić się na cele, zadania, które skrupulatnie spisuję w kalendarzu. Muszę wyłączyć pewne myśli, tak żeby zachować czysty i chłonny umysł.


Cel podstawowy - wytrwać do 27 września i nie zwariować...

niedziela, 3 sierpnia 2014

Z dyplomem... do Urzędu Pracy

W internecie jest cała masa memów pt. "Mam dyplom - idę do rejestrować się jako bezrobotny" . I jest to nawet zabawne... do czasu, aż nie zdamy sobie sprawy jak bardzo jest to realne.


Jaki jest rynek pracy w Polsce - każdy wie. O ile kiedyś dyplom magistra był powodem do dumy, tak teraz jest w zasadzie standardem i wcale nie gwarantuje zatrudnienia nawet za minimalne wynagrodzenie. Całe rzesze wykształconych ludzi obsługuje nas każdego dnia na kasie w Biedronce lub podając kurczaka w KFC i  są to powszechne znane prawdy, z którymi nawet nikt już nie dyskutuje.


Zdarzają się również sytuacje, w której CV odrzucane są ze względu na ukończone studia, bowiem niektórzy wychodzą z założenia, że aby być sekretarką nie można mieć stopnia naukowego magistra. Być może wynika to z tego, iż w takiej sytuacji dziewczyna odbierająca telefony i parząca kawę byłaby lepiej wykształcona od szefa, co też nie jest mile widziane...


Tak czy inaczej - w obecnych czasach - jeśli kończysz Uniwersytet i masz zapewnioną pracę to jesteś mistrzem i szczęściarzem. Szczególnie jeśli nie jesteś absolwentem kierunku technicznego.


Kończąc prawo doskonale zdawałam sobie sprawę, iż moje życie do łatwych należeć nie będzie i bez znajomości znalezienie pracy będzie graniczyło z cudem. Prawda jest taka, iż znalezienie miejsca do odbyciu stażu, za który dostaje się psie pieniądze w wysokości 120% zasiłku dla bezrobotnych (aktualnie 844,44 zł netto miesięcznie) również takie proste nie jest.


Jak się ostatnio przekonałam, Urząd Pracy to jedna z tych machin, gdzie ludzi obsługuje się taśmowo i przez te wszystkie okienka, stanowiska i numerki ma się wrażenie egzystencji w jakimś zamkniętym systemie czy Matrixie. Trudno jest mi policzyć ile papierologii w ciągu jednego dnia podpisałam i z jaką ilością urzędników rozmawiałam, ale nie ulega wątpliwości, iż do załatwienia czegokolwiek trzeba wykazać się dużą dozą cierpliwości, tolerancji i uprzejmości (kłótnia z pani w okienku z pewnością nie poprawi naszej sytuacji).


Tym oto sposobem w tydzień po obronie pracy magisterskiej zostałam oficjalnie osobą bezrobotną  co było operacją niezbędną, aby móc starać się o staż z Urzędu Pracy. Jak pokazuje życie - w takich sytuacjach nie można być wybrednym, a żeby do czegoś dojść trzeba czasami dać się upodlić. Lepsze 800 zł miesięcznie aniżeli unoszenie się honorem i trwanie bez pracy ceniąc się na pensję 2 000 + dodatki. Czekając założonymi rękami na ofertę z płacą stosowną do swego wykształcenia można się jednak nie doczekać, a głodowa stawka za możliwość zdobycia doświadczenia zawodowego, którego studia nie gwarantują to jednak chyba lepszy pomysł.

Pani doktor z depresją, czyli jak to sukcesy szczęścia nie dają

        W najbliższym czasie będę obchodzić rocznicę obrony swojej rozprawy doktorskiej. Od niemalże roku można zwracać się do mnie "Pa...