Nie tam dawno byłam świadkiem rozmowy dwóch koleżanek - obie szczęśliwe narzeczone. Kwintesencją ich wymiany zdań sprowadzała się do tego, która z nich dostała od swego lubego droższy pierścionek zaręczynowy i jak bardzo wystawne będzie ich wesele. Być może jestem nieżyciową i niepoprawną romantyczką, jednak dla mnie to wszystko jest zbędne. Przecież cena pierścionka nie definiuje tego jak bardzo ktoś mnie kocha. Dlaczego tak wiele kobiet przywiązuje wagę do rzeczy materialnych? Może i jestem dziwna, ale mnie facet mógłby się oświadczyć nawet śrubą od roweru i byłabym szczęśliwsza od moich koleżanek.
Prosta suknia ślubna, ceremonia w gronie najbliższych, obiad i to wszystko. To jest moja definicja szczęścia. Nie trzeba nic więcej jeśli ludzie szczerze się kochają. Oczywiście prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek znajdzie się facet, który byłby zdolny mieć chęć spędzić ze mną resztę swojego życia jest niezwykle mało prawdopodobna, ale nikt nie zabroni mi przynajmniej pomarzyć, prawda?
Najważniejsze jest przecież poczucie bezpieczeństwa, świadomość, że ktoś będzie przy mnie w szczęściu i nieszczęściu, zdrowiu i w chorobie. Będzie opoką i osobą, która nie pozwoli mi upaść, a nawet jeśli już do upadku dojdzie to pomoże mi stanąć na nogi. Nie rozumiem tych wszystkich wyimaginowanych wizji idealnego faceta, który ma zarabiać, być przystojny i umieć wszystko. Liczy się świadomość bycia kochaną, bycia dla kogoś najważniejszym.
Ostatnio zdałam sobie sprawę, że nigdy dla nikogo nie byłam ważna. Nigdy nie dostałam kwiatów (takich od serca a nie wymuszonych sytuacją), żaden facet nigdy nie podał mi swojej kurtki kiedy zamarzałam na dworzu. Być może dlatego ta cała otoczka jest dla mnie nieważna.
Jestem zmęczona, młodsza również się nie robię. Mam 27 lat i mam tyle zajęć, że spokojnie można by nimi obdzielić jeszcze dwie osoby. Chciałabym kiedyś mieć świadomość, że nie wszystko jest na mojej głowie. Chciałabym mieć obok siebie osobę, która powie :"hej, nie przejmuj się, wszystko będzie ok, ja tu jestem i nie pozwolę, aby stała ci się krzywda" i bym w prawdziwość tych słów wierzyła. Chciałabym być z kimś kto poskromi moją panikę, bo panikuję często, tylko nikt tego nie widzi. Chciałabym poczuć się przy kimś bezpiecznie. Chciałabym mieć pewność, że będzie przy mnie ktoś, dla kogo nie będzie mieć znaczenia czy jestem blondynką, brunetką, rudą albo siwą kobietą. Kto będzie cieszył się z moich sukcesów i wspierał mnie w trudnych chwilach.
Do szczęścia nie potrzebujemy tony kwiatów w kościele, szytej na miary sukni ślubnej, czy tez pierścionka o wartości dziesięciokrotności minimalnej krajowej. Potrzebujemy kochającej drugiej połówki, to wszystko.
wciągnąłem się w wpisika
OdpowiedzUsuń