poniedziałek, 8 maja 2017

Swatanie

     Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony - tak twierdziła Jane Austen. Prawdą powszechnie znaną jest także fakt, iż młode pary przyjmują sobie za punkt honoru, by wyswatać wszystkich singli w swoim zasięgu - tak twierdzę ja.

     Nie uważam, by tymi szczęśliwcami, którzy chcą uszczęśliwić innych kierowały złe intencje. Jednak często jest o uszczęśliwianie na siłę, a wtedy dochodzi do żenujących sytuacji, w których każdy ruch będzie zły. Byłam niestety ofiarą wielu takich akcji i za każdym razem czułam się niezręcznie i analizowałam co mogę, by zakończyć ten spektakl tak by nie urazić nikogo. 

     Często wbrew własnej woli wmanewrowane są obie ofiary... Nim się obejrzymy, zostajemy w pomieszczeniu z osobą, która jest z zupełnie innego świata, z którą w normalnych warunkach nie zaczęlibyśmy rozmowy. W takich sytuacjach za punkt honoru stawiam sobie wykazanie, iż nie jestem desperatką i to z całą pewnością nie był mój pomysł. Moim drugim krokiem jest uświadomienie pt."Hej, nie musimy zadowalać naszych znajomych na siłę", to w przypadku nadmiernych gentlemanów, którzy czują się w obowiązku asystować mi cały wieczór. 

     Wszystkie zabiegi znajomych na zasadzie "zostawmy ich razem samych w pokoju i zobaczymy co będzie" jest dla mnie bardzo niezręczną sytuacją. Zaczynam wtedy mimo woli zastanawiać się jak bardzo nieatrakcyjnie tego dnia wyglądam i jak bardzo daleko chciałby się znaleźć mój towarzysz niedoli. 

     Trochę jest mi przykro, iż osoby, które znają moje usposobienie i doskonale wiedzą, iż nie uznaję instytucji randek czasami mimo próśb dążą do wyswatania mnie ze "znajomym znajomego". Nie jestem osobą nieśmiałą, ale nie nadaję się do takiego nawiązywania relacji. Osobę, z którą mamy spędzić przyszłość powinno się poznawać w naturalnych warunkach - w pracy, w szkole, na studiach. Dlatego też broniąc magistra miałam świadomość, że moje szanse na spotkanie kogokolwiek drastycznie zmaleją.

     Oczywistym jest, iż nikt z nas nie chce być sam, jednak nie można nikogo nakłaniać do zawierania nowych znajomości. 

     Drodzy przyjaciele, nie próbujcie uszczęśliwiać mnie na siłę, proszę...

wtorek, 18 kwietnia 2017

Frazesy

     Czasami trzeba przeżyć kilka lat na tym świecie żeby dojść do wniosku, iż te wszystkie wyświechtane frazesy powtarzane przez nasze mamy i babcie rzeczywiście są szczerą prawdą i stanowią o otaczającej nas rzeczywistości. Odkrycie niektórych "prawd" wiąże się ściśle z miejscem naszej pracy,  bądź środowiskiem w którym się obracamy z własnej woli lub nie.


     Oglądając w zamierzchłych czasach jeden z odcinków "Magdy M." usłyszałam cytat, który strasznie wrył mi się w pamięć. Otóż padło tam stwierdzenie, że prawnicy mają paragraf zamiast serca. Jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Prawda jest taka, że my jesteśmy od tego żeby kierować się rozumem (i przepisami), ale... tylko w pracy. Każdy z nas jest człowiekiem. Mamy uczucia, pojęcie "empatii" znamy także w praktyce, ale nie rozmyślamy nad sensem życia i miłości pisząc pozew o rozwód (tak jak to czyniła wspomniana wcześniej Magda M.). Jesteśmy profesjonalnymi pełnomocnikami i naszym zadaniem jest zachowanie spokoju ducha w obliczu ludzkich dramatów. Być może wydaje się wtedy, że faktycznie nie mamy ludzkich odruchów, ale zachowujemy się tak a nie inaczej, by chronić osobę, która zwróciła się do nas o pomoc.


     Jednakże w życiu powinno być inaczej. Ścieżka kariery nie jest łatwa w tym zawodzie, tym bardziej jeśli jesteśmy spoza "rodziny prawniczej". Ze smutkiem patrzę na poczynania moich koleżanek, które chcą podążyć na skróty. Obserwując ich zachowania mogę teraz tylko stwierdzić, iż:


1. Nie można budować szczęścia na czyimś nieszczęściu.
2. Wiązanie się z kimś wyłącznie dla korzyści materialnych zawsze pozostanie ku*****em, jakkolwiek by tego nie tłumaczyć.
3. Karma zawsze wraca.
4. Przewaga jednego kroku dziś nie oznacza nic stałego na jutro.
5. Sumienie zawsze się odzywa. Może nie dziś, może nie jutro, może nawet nie za 20 lat, ale kiedyś na pewno przypomni o swoim istnieniu.


     Niby wszyscy o tym wiemy, a niektóre i tak muszą spróbować na własnej skórze jak rzeczywiście działa świat. W zasadzie nie miałabym nic przeciwko takiemu eksperymentowaniu, gdyby nie to, że zawsze efektem ubocznym jest cierpienie osób trzecich...


     Drogie Panie, można inaczej...

sobota, 7 stycznia 2017

Zbyteczne wesela

Nigdy nie rozumiałam idei wesel. Tysiące złotych wydane na salę, alkohol, zespół/orkiestrę/DJa itd, itd...

     Nie tam dawno byłam świadkiem rozmowy dwóch koleżanek - obie szczęśliwe narzeczone. Kwintesencją ich wymiany zdań sprowadzała się do tego, która z nich dostała od swego lubego droższy pierścionek zaręczynowy i jak bardzo wystawne będzie ich wesele. Być może jestem nieżyciową i niepoprawną romantyczką, jednak dla mnie to wszystko jest zbędne. Przecież cena pierścionka nie definiuje tego jak bardzo ktoś mnie kocha. Dlaczego tak wiele kobiet przywiązuje wagę do rzeczy materialnych? Może i jestem dziwna, ale mnie facet mógłby się oświadczyć nawet śrubą od roweru i byłabym szczęśliwsza od moich koleżanek.


     Prosta suknia ślubna, ceremonia w gronie najbliższych, obiad i to wszystko. To jest moja definicja szczęścia. Nie trzeba nic więcej jeśli ludzie szczerze się kochają. Oczywiście prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek znajdzie się facet, który byłby zdolny mieć chęć spędzić ze mną resztę swojego życia jest niezwykle mało prawdopodobna, ale nikt nie zabroni mi przynajmniej pomarzyć, prawda?


     Najważniejsze jest przecież poczucie bezpieczeństwa, świadomość, że ktoś będzie przy mnie w szczęściu i nieszczęściu, zdrowiu i w chorobie. Będzie opoką i osobą, która nie pozwoli mi upaść, a nawet jeśli już do upadku dojdzie to pomoże mi stanąć na nogi. Nie rozumiem tych wszystkich wyimaginowanych wizji idealnego faceta, który ma zarabiać, być przystojny i umieć wszystko. Liczy się świadomość bycia kochaną, bycia dla kogoś najważniejszym.


     Ostatnio zdałam sobie sprawę, że nigdy dla nikogo nie byłam ważna. Nigdy nie dostałam kwiatów (takich od serca a nie wymuszonych sytuacją), żaden facet nigdy nie podał mi swojej kurtki kiedy zamarzałam na dworzu. Być może dlatego ta cała otoczka jest dla mnie nieważna.


     Jestem zmęczona, młodsza również się nie robię. Mam 27 lat i mam tyle zajęć, że spokojnie można by nimi obdzielić jeszcze dwie osoby. Chciałabym kiedyś mieć świadomość, że nie wszystko jest na mojej głowie. Chciałabym mieć obok siebie osobę, która powie :"hej, nie przejmuj się, wszystko będzie ok, ja tu jestem i nie pozwolę, aby stała ci się krzywda" i bym w prawdziwość tych słów wierzyła. Chciałabym być z kimś kto poskromi moją panikę, bo panikuję często, tylko nikt tego nie widzi. Chciałabym poczuć się przy kimś bezpiecznie. Chciałabym mieć pewność, że będzie przy mnie ktoś, dla kogo nie będzie mieć znaczenia czy jestem blondynką, brunetką, rudą albo siwą kobietą. Kto będzie cieszył się z moich sukcesów i wspierał mnie w trudnych chwilach.


     Do szczęścia nie potrzebujemy tony kwiatów w kościele, szytej na miary sukni ślubnej, czy tez pierścionka o wartości dziesięciokrotności minimalnej krajowej. Potrzebujemy kochającej drugiej połówki, to wszystko.

Pani doktor z depresją, czyli jak to sukcesy szczęścia nie dają

        W najbliższym czasie będę obchodzić rocznicę obrony swojej rozprawy doktorskiej. Od niemalże roku można zwracać się do mnie "Pa...